Main­tenant

Où est-il et est-il ? A l’instant
il ne peut le dire mais inter­roge-le encore.
Tu es fan­tasme et ta voix
ne par­le pas en ton nom,
quoique par le tim­bre  elle rap­pelle ce ronron
avec lequel ils étouf­faient la foule des doutes.
Remets la com­mu­ni­ca­tion à plus tard, remets-toi
que tu aimes tant. Ce toi pour­ra te servir.

Quant au lieu de séjour,
le séjour est per­ma­nent et fluctuant.
Ca n’a pas grande importance
dans une sit­u­a­tion où les dif­férences lui semblent
être seule­ment le domaine des morts,
et d’eux il ne sait rien  hormis
ce que peut savoir, disons,
le corps.

Est-il ? Par là même il se sent
libéré de la réponse.
On peut faire les choses autrement. C’est du moins
ce qu’il devrait sem­bler. Toutefois
il ne lui sem­ble pas
que l’on puisse quoi que ce soit.
C’est comme ça main­tenant, à la prochaine,
le soussigné.

 

Tra­duc­tion : Isabelle Macor-Filarska

 

Ter­az

Gdzie jest i czy jest ? W tej chwili
nie moze powiedzieć, ale pytaj dalej.
Jesteś uro­jona i twó głos
nie mówi w twoim imieniu,
cho­ci­aż bar­wą przy­pom­i­na to mruczenie,
którym zagłusza­li szereg wątpliwości.
Odłuż słuchawkę i siebie na później,
które tak lubisz. Przy­dasz się sobie.

Jeśli chodzi o miejsce pobytu,
pobyt jest stały i zmienny.
Nie ma to więk­szego znaczenia
w sytu­acji, gdy różnice wydają
mu się jedynie domeną zmarłych,
a o nich nie wie nic, poza tym,
co może wiedzieć, powiedzmy,
ciało.

Czy jest? Tym samym czu­je się
zwol­niony z odpowiedzi.
Moż­na prze­cież inaczej. Tak przynajmniej
powin­no się wydawać. Jednak
nie wyda­je mu się,
żeby cokol­wiek było można.
Tak jest ter­az, do usłyszenia,
niżej podpisany. 

 

 

Mono­logue extérieur

 

Je me réveille à la con­signe des sosies, un jour dans le plérôme, au milieu de man­nequins souri­ants. Je sais ce que c’est mon corps, je ne jouis de rien. Tant de sub­jec­tiv­ités momen­tanées ont dû s’écouler avant qu’un quel­conque sou­venir ne reste fixé dans un cadre adéquat. Rien n’est men­songe puisque la posi­tion de départ de la mémoire sur les mon­des assu­jet­tis embrasse leur créa­tion, ce dont nous a infor­més la réal­ité. Main­tenant je suis enfer­mé. Echos dans les scaphan­dres, passe­menterie friv­o­le. Peut-être encore l’aspect du lit vers la fin des jours de fête. Rien que de bonnes sur­pris­es. Tout est vieux et nou­veau à la fois. Le moment où grandit le marais, l’engloutissement dans une petite mare lym­pha­tique, et en même temps un décret dans le gran­it comme une for­mule. La mélopée mantrique de cet amour, qui s’est avéré le dernier, éclate, et la forme comme larmes de lait sort soudain des con­ve­nances à l’heure où quelqu’un d’exceptionnel cache un petit crime, lequel devient cepen­dant fon­da­men­tal, repousse le dés­espoir con­ven­tion­nel pen­dant la durée du non-être et dit excusez-moi.

 

Tra­duc­tion : Isabelle Macor-Filarska


 

Monolog zewnetrzny

 

Budzę się w prze­chowal­ni sobowtórów, dzień w pleromie, pośród uśmiech­nię­tych manek­inów. Wiem co to jest moje ciało, niczym nie roz­porządzam. Tyle momen­tal­nych pod­miotowoś­ci musi­ało upłynąć, zan­im jakieś wspom­nie­nie zostało osad­zone w odpowied­niej scener­ii. Nic nie jest skła­mane, gdyż pozy­cia wyjś­ciowa pamię­ci o uległych świat­ach obe­j­mu­je ich tworze­nie, o czym infor­mowała rzeczy­wis­tość. Ter­az jestem zamknię­ty. Echa w skafan­drach, lotne pas­man­terie. Może jeszcze wygląd łóż­ka na ostatkach. Same miłe niespodzian­ki. Wszys­tko jest stare i nowe jed­nocześnie. Czas wzros­tu bagna, zatopi­e­nie w lim­faty­cznym oczku, a jed­nocześnie ustawka na grani­cie jak wzór. Mantryczne zawodze­nie tej miłoś­ci, która okaza­ła się ostat­nią, pęka, i for­ma niczym mleczne łzy nagle wychodzi poza kon­we­nans, kiedy ktoś wyjątkowy ukry­wa drob­ną zbrod­nię, która sta­je się jed­nak zasad­niczą, wyp­iera kon­wencjon­al­ną roz­pacz pod­czas trwa­nia nieist­nienia i mowi przepraszam. 

 

 

Une petite légende

 

La lave tra­ver­sa une archi­tec­ture légère,
main­tenant cela devient signe.
Per­son­ne ne choi­sis­sait rien ici,
nous et un instant avons tout sim­ple­ment disparu.
Monde fécond, joli héritage.
Qui dit que non,
celui-là vis­i­ble­ment ne s’est pas épanoui.
Le regret est dans la pho­togra­phie, le sens de la jus­tice dans l’obturateur,
quand tu souris sur l’arête d’un cratère,
te recou­vres de la brume qui descend des sommets.
Des nou­velles courent au sujet d’un homme qui chérit la raison.
Il se jeta dans le feu, sûr de la solution.
Mais ensuite, il a fal­lu répéter ça
afin de préciser.

Il est une dimen­sion déter­minée de la légende au-delà de laque­lle nous n’irons pas.
Une inter­pré­ta­tion pâle comme un drap  frois­sé après la lev­ée du corps,
quand le silence retombe sur la cui­sine, et que les gâteaux ça avance bien,
que le café ensem­ble annonce les canapés, soudain nous retournons
aux affaires accu­mulées de cette mat­inée, nous allons faire les courses,
on peut faire encore quelque chose ce jour, tout marche bien,
on a récupéré les retards au travail,
quelqu’un s’accroupit avec une radio dans la rue,
la chaleur se dépose sur l’amiante, le temps s’émiette,
la viande hachée bout dans le corset du film ali­men­taire et
la légitim­ité pos­si­ble, avec laque­lle paraît
l’éclat, force l’œil à s’ouvrir.
De ce côté-là, rien ne vient jeter une ombre. Nous pardonnons.
De celui-ci, on ne voit pas de raison.

Tra­duc­tion : Isabelle Macor-Filarska

 

Mała leg­en­da

 

Lawa przeszła przez lekką architekturę,
ter­az robi się z tego znak.
Nikt tu niczego nie wybierał,
po pros­tu z jakąś chwilą zniknęliśmy.
Żyzny świat, miłe dziedzictwo.
Kto mówi, że nie,
ten najwidocznej nie zakwitł.
Żal jest w fotografii, poczu­cie spraw­iedli­woś­ci w migawce,
kiedy uśmiechasz się na grani krateru,
zachodzisz mgłą, co zeszła z góry.
Chodzą wieś­ci o człowieku, który ukochał rozum.
Rzu­cił się w ogień, pewny rozwiązania.
A potem trze­ba było to powtarzać,
żeby uściślić.

Jest określony wymi­ar leg­endy, poza który nie wyjdziemy.
Bla­da inter­pre­tac­ja jak prześcier­adło zmięte po wywózce zwłok,
kiedy zapa­da cisza w kuch­ni, a ciastecz­ka idą dobrze,
kawa pospołu jest zapowiedz­ią kanapek, nagle wracamy
do spraw zazru­conych tego poran­ka, wybier­amy się na zakupy,
moż­na tego dnia robić coś jeszcze, wszys­tko się układa,
opóźnienia w pra­cy zosta­ją nadrobione,
ktoś kuca z radiem na ulicy,
żar sia­da na abeś­cie, kruszy się czas,
zmielone mię­so wrze w foliowym gorse­cie i
możli­wa zasad­ność, z jaką ukazu­je się
blask, wymusza otwar­cie oczu.
Nic nie rzu­ca cienia z tamtej strony. Wybaczamy.
Nie widz­imy powodu, z tej tu.

 

AILLEURS EST AUJOURD’HUI, extraits du recueil à paraître aux édi­tions Grèges

image_pdfimage_print